Przedwczoraj miałam niezbyt przyjemną przygodę z paznokciem, a mianowicie pękł on mniej więcej w połowie swojej długości (mam dosyć długie pazurki). Stało się to w trakcie przymierzania spodenek w Decathlonie, kiedy zaczepiłam palcem o jeden z wieszaków. Tak po prawdzie nie była to wielka siła, dlatego jestem prawie pewna, że płytka była nadpęknięta już wcześniej (zdarza mi się uderzyć dłonią w jakiś przedmiot i wygiąć przy tym któryś z paznokci). Po całym zdarzeniu bałam się, że całość jest nie do uratowania i że skończę z jednym "kalekim" paznokciem wśród wypięlęgnowanej reszty, ale na szczęście okazało się, że płytka nie pękła na całej szerokości, ponadto patent mojej mamy na torebkę od herbaty sczynił cuda (zobaczcie zdjęcia). Niestety, z braku specjalnego kleju do paznokci, musiałyśmy użyć kropelki. Było to oczywiście rozwiązanie doraźne, także następnego dnia umówiłam się do salonu na naprawę płytki. Pani położyła mi akryl - pierwszy raz w życiu go miałam. Muszę przyznać, że zrobiła to niesamowicie dokładnie i szybko (wszystko zejęło ok 5 min), a paznokieć wygląda jak nowy. Nie położyłabym sobie jednak akrylu na całych rękach, ponieważ uczucie "sztucznego paznokcia" jest dla mnie nieprzyjemne. Poza tym bałabym się, że zniszczę sobie płytkę.
W galerii znajdują się zdjęcia ze wszystkich etapów naprawy paznokcia, jak i z moim nowym manicure, częściowo wymyślonym przez moją mamę. Fotografie nie są pierwszej klasy, gdyż robiłam je "spontanicznie" jedynie w celu udokumentowania reperacji. Zapraszam do oglądania i komentowania! Miałyście kiedyś podobną sytuację? Dajcie znać. U mnie była to prawdziwa "Akcja Mani-kuracja"!
0 komentarze