Jak widziałyście, do moich ostatnich zakupów należały dwa brokatowe lakiery do wykonywania zdobień marki Inglot. Jeden z nich wypróbowałam podczas tworzenia reverse french manicure.
Muszę przyznać, że nawet bez użycia naklejek bez problemu udało mi się uzyskać precyzjne linie, na czym najbardziej mi zależało. Ilość błyszczących drobinek jest również zadowalająca, wystarczyło nałożyć dwie cieńsze lub jedną grubą warstwę lakieru, aby kolor z pod spodu przez niego nie prześwitywał. Czas schnięcia również na plus (5-10 min).
Z drugiej jednak strony podczas malowania najwięcej substancji zostawało na patyczku powyżej pędzelka, zmuszając do ciągłego usuwania jego nadmiaru poprzez wycieranie o wewnętrzne ścianki butelki. Momentami lakier robił się, że się tak wyrażę, lekko "kluchowaty", jednak po dokładniejszym rozporowadzeniu efekt był nadal świetny. Myślę, że te lekkie niedogodności są normalne dla produktów z tak dużą zawartością drobiek, które zwiększają ich gęstość.
Podsumowując, uważam że lakier był zdecydowanie dobrą inwestycją, ponieważ, pomimo niewielkich minusów, udało mi się uzyskac dokładnie taki efekt, o jaki mi chodziło. Być może moje ostanie zamiłowanie do brokatowych lakierów także działa na jego (lakieru) korzyść, ale, tak czy inaczej, zdecydowanie mogę go Wam polecić. Jego cena (20 zł) nie jest może najniższa w porównaniu z innymi produktami do zdobień, ale wybór kolorystyczny, jaki oferuje Inglot w tej serii, jest według mnie wart paru złotych więcej.
0 komentarze